Miejsce 3: "Wola Vecta"

3 miejsce w konkursie na opowiadanie z ulubionego systemu bitewnego/rpg zorganizowanym przez WARBAND w styczniu 2021 roku. Poniższy utwór zostaje zaprezentowany w oryginalnej formie. Życzymy przyjemnego czytania :)

 

Wola Vecta

               

     Krzyk. Wysoki, piskliwy, przepełniony cierpieniem krzyk wypełnił ciemną, spowitą zielonkawą mgłą jaskinię. Archon Ka’Leil słuchał pozwolił mu wypełnić swą czarną duszę. Eldar podniósł trzymany w ręku kielich, wstając z prowizorycznego tronu, który wznieśli jego wojownicy.

     – Twoje usługi są warte każdej ceny Morbusie – rzekł Ka’Leil uśmiechając się paskudnie.

     Archon upił trochę wina, delektując się jego bogatym bukietem. Mon-keigh stanowili doskonałe ofiary, co prawda nie tak wyszukane jak inni elearzy lub legendarni kosmiczni marines, lecz wciąż bardzo pożądane przez haemonculusów i arystokrację Commoragh.

     – Za Vecta! – krzyknął przywódca do zebranych wokół żołnierzy, wznosząc toast.

     – Za Vecta! – odkrzyknęli wojownicy.

     Ka’Leil upił kolejny łyk wina, nie spuszczając wzroku ze swoich ludzi. Większość dowiodła swej wartości już wielokrotnie. Archon znał każdego Sybarytę w tej jaskini na tyle dobrze by wiedzieć, że są bandą pozbawionych skrupułów morderców. Gdyby nie odbywali właśnie rajdu zapewne każdy próbowałby przejąć jego pozycję. Za pomocą trucizny, siły, zdrady, lub kombinacji wszystkich tych metod.

     Jedynymi członkami bandy, którzy nie wznieśli toastu razem z nim byli zajęty swą sztuką Morbus, który właśnie chwytał strzykawkę z połyskującym w mroku płynem od jednego ze swych wraków i Anguis –sslyth będący osobistym ochroniarzem Ka’Leila. Wężoczłek smakował powietrze językiem kołysząc się lekko na boki.

     Gdy Archon usiadł ponownie jego wzrok spoczął na kamiennej płycie, która służyła  Morbusowi za stół. Potwornie blady, nawet jak na standardy swej rasy, haemonculus nie zwracał większej uwagi na poczynania kabalitów. Zajęty swą potworną sztuką pieczołowicie dobierał kolejne narzędzia tortur, dyrygując swoimi sługami.

     Wraki były dla Ka’Leila zagadką. Eladrith Ynneas, którzy dobrowolnie pozwalali mistrzom tortur zmieniać swe ciała, rzeźbi w mięśniach i kości by uzyskać nowe, straszliwe kształty. Morbus szczególnie lubował się w obdzieraniu swoich podopiecznych ze skóry. Dzięki temu wszyscy zebrani mogli obserwować nawet najmniejsze poruszenie tkanek.

    – Będziemy potrzebować więcej niewolników żeby zadowolić Suzerena Commoragh – rzucił kat, uważnie przyglądając się trzymanemu skalpelowi.

     – Bez obaw Morbusie – odparł Ka’Leil. – Nasze harpie wypatrzyły coś nad wyraz interesującego wśród pustkowi tej planety.

     Haemonculus odwrócił się. Jego wykrzywiona wiecznym grymasem twarz zdradzała oznaki zaciekawienia. Podobnie jak wszyscy członkowie wyprawy doskonale wiedział dlaczego wybrali tą zapadłą dziurę jako cel rajdu.

     – Czyżbyś natrafił na jakieś ślady Ynnari? – zapytał kat, bawiąc się strzykawką
z fosforyzującym płynem.

     – Możliwe. Według słów naszych zwiadowców grupa eldarów rozbiła obóz w ruinach nieopodal wulkanu – rzekł Ka’Leil. – Co ciekawe według raportu jest tam kilku ponurych mścicieli i kabalitów z Kabalu Jadowitego Języka. Niecodzienne towarzystwo, nieprawdaż?

     – Intrygujące – syknął Morbus, wstrzykując swej ofierze świecący płyn.

     Jaskinię po raz kolejny wypełnił krzyk. Pełen rozpaczy, przeraźliwy, potworny krzyk umierającego człowieka, którego krew zaczęła wypalać tkanki. Archon uśmiechnął się ponowniei zaśmiał okrutnie, gdy do jego nozdrzy dotarł odór spalonego mięsa.

 ***

     Ka’Leil rozkazał wcześniej wszystkim członkom grupy wypadowej stawić się przed jego obliczem. Na czas wyprawy podlegało mu parę oddziałów kabalitów i kilka wynajętych harpii. Morbus co prawda miał pomagać żołnierzom Czarnego Serca lecz pozostawał bardzo niezależny. Archon omiótł wzrokiem wojowników.

     Kabalici dzierżyli lekkie, zabójcze karabiny strzałkowe. Kilku posiadało miotacze sieci i mroczne lance. Harpie miały zapewnić im wsparcie za pomocą specjalistycznego oręża. Ponieważ podczas zwiadu nie wykryto pojazdów wroga Ka’Leil polecił im zabrać miotacze sieci. Ich zadaniem było schwytać możliwie jak najwięcej jeńców. Asdrubael Vect z pewnością ucieszy się słuchając krzyków tych dewiantów.

    Archon osobiście gardził Ynnari i ich ideałami. Dlatego z wielką chęcią podjął się misji schwytania tych wynaturzeń. Zamierzali oddać się jakiemuś nienarodzonemu bogu, odrzucić ścieżki swego ludu. Prawdę mówiąc nie to budziło największą odrazę Ka’Leila. Najbardziej mierził go fakt, iż podążający za awatarem Ynnead mieli czelność rzucić wyzwanie Kabalowi Czarnego Serca. Duma archona nie pozwalała na puszczenie tej zniewagi płazem.

     – Czy przygotowaliście jedną barkę zgodnie z moim zaleceniem? – zapytał Ka’Leil jednego z sybarytów.

     – Wszystko jest gotowe. Ci głupcy będą myśleć, że chcemy do nich dołączyć – odparł wojownik.

     – Doskonale. Pamiętajcie! Chcę złapać jak najwięcej tych obmierzłych kultystów. Karabiny i pistolety mają być ustawione przede wszystkim na ogłuszanie. Miotacze sieci mają wam służyć do łapania wroga – warczał Ka’Leil złowrogo zniżając głos. – Zabijacie tylko w ostateczności, zrozumieliście?

    – Zrozumieliśmy! – odkrzyknęli wojownicy, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ich tymczasowy przywódca nie jest w nastroju do żartów.

     – Doskonale. Zająć pozycje! – rozkazał Archon wsiadając do barki szturmowej.

     Przez noc jego ludzie zdołali namalować na pancerzu liczne runy i symbole wskazujące na powiązanie z kultem Ynnead. Ka’Leil doskonale wiedział, że wyznawcy tego plugawego bóstwa nieustannie szukają nowych wiernych rekrutując każdego eldara gotowego podążać za samozwańczą prorokinią. Archon zamierzał wykorzystać ten fakt by zastawić pułapkę. Snuł swoją sieć niczym pająk, czekając na chwilę gdy jego ofiary będą już oplątane i bezradne. Wtedy właśnie nastąpi uderzenie.

    Część wizjera w hełmie Ka’Leila przesłoniła wiadomość od Morbusa. Zebrał on swoje sługi i rozkazał im wspomóc siły archona. Dwa lekkie transportowce szturmowe wypełnione wrakami zmierzały na upatrzone przez harpie pozycje by uderzyć razem z nimi. Mroczny eldar uśmiechnął się paskudnie. Jego wrogowie byli bez szans.         

***

     Ka’Leil obserwował z daleka grupę Ynnari, która najwyraźniej nie miała zielonego pojęcia o ich obecności. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Harpie i wojownicy kończyli zajmować swoje pozycję. Wraki potrzebowały trochę więcej czasu. Ich lekkie transportery bojowe były co prawda niesamowicie zwrotne, ale musieli lecieć trochę wolniej ze względu na zmodyfikowane silniki. Archon był pewien, że zdążą.

     – Ruszamy. Jeśli ktoś zaatakuje przede mną przysięgam, że po powrocie do Commoragh wyrwę mu serce i nakarmię nim khymery – zagroził Ka’Leil zmieniając ustawienia swojego agonizera.

     Kryształ u szczytu rękojeści szybko zmienił kolor z jadowicie zielonego na lodowaty błękit. Archon uważnie obserwował kotlinę, do której zmierzali. Ynnari mogli nie zarejestrować ich obecności, ale mimo wszystko nie zamierzał ich lekceważyć. Zostali zauważeni natychmiast po opuszczeniu swojej ukrytej pozycji. Ponurzy Mściciele i wojownicy Kabalu Jadowitego Języka szybko zajęli pozycje obronne.

     Dwie postaci zwróciły uwagę Ka’Leila. Ponury mściciel dzierżący włócznię energetyczną i kabalita z chorągwią na plecach. Sztandar ten wzbudzał odrazę archona. Zamiast symboli z Commoragh prezentował on runę powiązaną z kultem Ynnead. Gdyby nie hełm każdy widziałby grymas pogardy jaki wykwitł na jego obliczu.

     – Kim jesteście i czego tu szukacie? – przemówił były członek Kabalu Jadowitego Języka amplifikując swój głos za pomocą wmontowanych w hełm urządzeń.

     – Jesteśmy przyjaciółmi szukającymi kogoś kto wskaże nam drogę – odparł Ka’Leil dając kierowcy pojazdu znak by ten się zatrzymał.

     – Widzę, że nosicie nasze symbole – rzekł egzarcha wskazując grotem swojej broni wymalowane na raiderze symbole. – Jednak to jeszcze niczego nie dowodzi.

     – Ścigają nas wojownicy Czarnego Serca. Umykamy im od wielu dni – kontynuował Archon. – Proszę jedynie o wskazówki. Jeśli nam nie ufacie wkrótce odejdziemy.

     – Podjedźcie bliżej, chcę zadać wam kilka pytań bez potrzeby wzmacniania głosu – zadecydował egzarcha.

    Ka’Leil doskonale zdawał sobie sprawę, że czas nadszedł. Przekazał za pomocą urządzeń w swoim hełmie położenie wroga do reszty swoich sił i rozkazał prowadzącemu raidera wojownikowi ruszyć. Gdy tylko sięgnęli pierwszych stanowisk Ynnari rozpętało się piekło. Sybaryci momentalnie opuścili barkę szturmową zasypując wroga paraliżującymi strzałkami.

    Zanim kultyści zdążyli zareagować powietrze rozdarł okrutny ryk silników zwiastujący przybycie wraków, którzy wylądowali swoimi lekkimi transportowcami pomiędzy zdezorientowanymi przeciwnikami. Harpie podążały za nimi, wystrzeliwując wytrzymałe sieci momentalnie pętające nieszczęsne ofiary. Wszystko działo się błyskawicznie. Przywódcy grupy próbowali się wycofać – bez skutku. Drogi ucieczki zostały zablokowane przez resztę sił Ka’Leila.

     – Poddajcie się! – zażądał Archon głosem pełnym nienawiści. – Nie macie szans.

     Ka’Leil zmierzał ku nim powolnym, dostojnym krokiem. U jego boku sunął równie niespiesznie Anais, dzierżąc broń w każdej ze swoich czterech rąk.

    – Nigdy! – wrzasnął egzarcha ruszając naprzód.

     Archon z łatwością odbił jego cios pętając glewię za pomocą swojego agonizera, po czym bezpardonowo uderzył przeciwnika w twarz opancerzoną dłonią. Eldar upadł zaskoczony siłą ciosu. Sslyth nie marnując czasu uwięził go oplątując się wokół jego ciała.

     – Mnie nie dostaniesz – syknął przywódca pojmanych kabalitów podrzynając sobie gardło.

     – Mamy czego chcieliśmy. Zabieramy się stąd. Wracamy do Commoragh – rozkazał Ka’Leil rzucając ostatnie pogardliwe spojrzenie na samobójcę.

 ***

     - Mój panie, sprowadziłem jeńców – rzekł Ka’Leil wchodząc do sali tronowej Asdrubaela Vecta.

     - Doskonale – syknął władca Commoragh nalewając sobie wina. – Mam nadzieję, że dostarczą nam odpowiedniej rozrywki.

     Sybaryci powoli wprowadzali pojmanych eldarów, rzucając ich przed oblicze swego suzerena spętanych niczym dzikie zwierzęta.

     - Wiem, że śmierć wam nie straszna – rzucił Vect nonszalancko. – Nie martwcie się moi drodzy goście. Planuję utrzymać was przy życiu tak długo jak to tylko możliwe. Całą wieczność. W agonii i cierpieniu.

     Salę tronową wypełnił złowrogi, przerażający śmiech suzerena Commoragh.

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl